i ślubuję ci... (271)
No przecież nie ja! w kalendarzu ślub za ślubem, a ja tylko kombinuję jak tu welonu nie złapać ;). Ostatni weekend to był mocno wyczerpujący pod tym względem, bo w sobotę wesele przyjaciół, a w niedzielę o 11:00 komunia mojej chrześnicy! Wychodzi na to, że latka lecą, więc żeby nie zdziadzieć zupełnie przywdziałam na wesele takie oto szpilki: http://s6.zapodaj.net/52059358.jpg.html . Miłam ten komfort, że "osoba towarzyszaca" nawet w szpilkach była ode mnie wyższa, co nie zdarza się często przy moim wzroście. Ale nie zamierzam iść na kompromisy. Po takim weekendzie organizm zastrajkował i się we wtorek rozchorowałam. Cudowne uczucie móc z laptopem na kolanach, bez wychodzenia z łóżka, dojść do końca internetu. Oczywiście będąc prawdziwym betonem, wykonałam kilka telefonów służbowych, bo w kryzysie zaangażowania trochę wykazać trzeba. Niestety skończyły mi się zapasy w lodówce i chyba jutro udam się na zakupy. Przez internet nie zamówię, bo bałagan mam taki, że nie wpuściłabym dostawcy, bo jeszcze by sie do pogłogi w kuchni przykleił. Pożyć trochę w stadium "przewróciło się niech leży" też jest czasem miło. Wreszcie nic nie muszę. Aż do poniedziałku...
P.S.
Jestem gorsza od przecietnego gimnazjalisty. Nie umiem wstawić zdjęcia na bloga. Linka ledwie do darmowego hostingu co to go w guglu znalazłam... Powinno mi być chyba wstyd?
etap "przewróciło się niech leży" jest dość popularny ale znalazłam metodę! wystarczy zaupić bajerancki środek do czyszczenia i jest radocha że przed psiknięciem trza wstrząsnąć i dwie warstwy się mieszają po to by po psiknięciu znów się rozwarstwić na dwa różne kolory. tyle radości plus czystość gratis :)
Dodaj komentarz