imieniowo (219)
Wróciłam z Tamy, która się okazała Tamą pod Augustowem, a nie tam gdzie myślałam ;). Masa życzeń. Nie spodziewałam się, że tyle osób będzie pamiętać. Życzeń nie złożył mi jedynie KretynOblech vel MB, co było dziwne, bo zrobiła to na jego oczach cała reszta. Ale to dobrze, bo takie rzeczy potegują moją niechęć w stosunku do niego, szczególnie, że teraz wygląda na kilka lat więcej niż ma (a nie na kilka mniej jak ma "moich czasów"), brzuch ma jak Święty Mikołaj (a kalorofer na który leciałam pozostał tylko wspomnieniem), procę z powyciaganych na wszystkie strony, sfilcowanych hipermartetowej jakości stringów i na maxa nieapetyczne krosty po goleniu klaty, brzucha i tej całej reszty, którą pod dyktando Rudej goli. A pomysleć, że to kiedyś był całkiem niezły facet...
Po powrocie w domu paczka z firmy. Prezent mi wysłali na imieniny, czy co? Taaaaak. Ponad tysiąc stron in inglisz of kors do wkucia miedzyanrodowych chuje muje co się staną prozą mojego życia już od dziś właściwie. Corporation... I'm lovin'it!
Ale wracając do tego, jak to było miło. No to były miłe 2 dni i jedna noc;). Kursanci trzydziestu czterech opalonych, wysportowanych, młodych facetów i jedna spoko babka. Nasz team to czterech facetów i ja, więc nie muszę mówić kto cieszył się największą sympatią, hehe.
Do tego słońce, woda, zielono, latające bociany, wygodne autko z klimatyzacją, masa ciepłych słów, wspomnienie miłych spotkań sprzed wyjazdu i człowiek wie, że zaczęło się jakoś tak pozytywnie dziać.
Wszystkiego fajnego.
Dodaj komentarz