Powiedzmy sobie prawdę: odpowiednia dawka alkoholu, odpowiednio zgrabny tyłek, brak stałego partnera i ta mieszanka wystarcza, żeby kolejny kumpel z "friend zone"*) trafił do "fuckbuddy zone". A najgorsze jest to, że na pytanie czy jest mi wstyd, albo czy żałuję prawie nigdy odpowiedź nie pada nie. A nie tak dawno sobie obiecywałam, że pora wziąć się w garść, nawet kosztem pozostania w "zone of pain".
Ale po kolei. Poprawki z finansów nie zdałam. Kolejne stracie zimą, jak juz zdążę wszystko zapomnieć. Duzo tego nie ma, bo zbyt dużo się nie nauczyłam. Teraz sesja trzecia i kolejne 3 stracia. Jeny, nie po to człowiek kończył studia, żeby kolejne dziesięć egzaminów zdawać...
Sezon urlopowy w pełni. Najpierw tydzień w Egpicie, tzn. 5 dni, bo samolot nam sie spóźnił jedyne 12h. Dobrze, że na Okęciu jest strefa bezcłowa, szkoda, że na zagrychę można kupić tylko słodycze. Dałam się zabrać na nurkowanie i jednak polubiłam to. Może nawet zrobię kurs. Potem tydzień udawania, że pracuję i... Wyprawa na kresy do Kresia.
Biłgoraj story trzeciej nocy zaowocowało pierwszym akapitem. Urwany film pierwszego dnia - tak to jest jak sie zapomni, że po żyłach kraży juz 5 piw wypitych po drodze i sie zaczyna pić jakgdyby nigdy nic. Ponoc bylam grzecna i kulturalnie zasnelam wsrod wspolbiesiadnikow. Next day Zamosc. Rynek, mury i inne bzdury, typu ogladanie szermierki, ktora sie potem okazała szpadą. Obiadek w skansenie i pan, ktory częstował "wilgocia wąwozu". Potem ognisko w prywatnym lesie. Nastepny dzien kajaki. Nawet nie wiem, ile kilometrów przeplynelismy, ale wiem na pewnio, że jest to taka forma aktywnosci sportowej, ktorej nie lubie i bardzo bym sie chciala spedzic tak tygodnia. Obiadek u mamy gospodarza i juz byslimy gotowi na zdobywanie miasta. Ja z bohaterem pierwszego akapitu nawet wbilismy sie na wesele (w polarach, sandałach i szortach, a co!).
Było pieknie. Ekipa ze studiów jednak jest niezawodna na takie wypady. W sobote jade na polskie Hawaje, czyli I'm going to Hel ;). No pokutowac za grzechy na pewno nie będę. Teraz pare dni wolnego w odpoczywaniu się zapowiada. Jak się odpowiednio ukryję przed znajomymi, to może się nawet udać. Aloha!
*) O istnieniu tego jakże strasznego okreslenia przypomniał mi barry