Notka tak naprawde z wczoraj, bo sie oczywiscie to blogowe g zawiesilo, ale na szczece mam nawyk pisania w notatniku. Btw, to jeden z bardziej udanych wyrobow Microsoftu.
Już bylo tak pieknie. Siadalam, pisalam, nawet czasem udalo mi sie zapelnic 20 stron jedego dnia. A standardowo po kilka. Ale oczywiscie sprytny plan napisania tej chujozy w tydzien w leb wzieli, bo musialam wrocic do mojego naturalnego poziomu zaangazowania w studia, czyli jesli juz cokolwiek pisalam, to ograniczalam sie do 2 zdan dziennie. Mialo byc tak pieknie, a wyszlo jak zawsze.
Jeszcze musze z Gośką do Wawy pojechać, bo oczywiście asertywność w obliczu jakiejkolwiek możwliosci, żeby nie pisać spada mi do zera. Perspektywa 2 godzin w aucie w jedna strone, kiedy to nie ja prowadze przeraza nie, ale słowo się rzekło.
Może łatwiej by mi było gdyby ktoś wytłumaczył mi celowość pisania mgr. Co to pokazuje? Umiejętność cytowania i robienia przypisów? No tym to się akurat umiałam wykazać od 4 klasy podstawówki wraz z pierwszym referatem na historie czy inna geografię. Na politechnice, to chociaż muszą dac coś od siebie. Coś zaprojektować, coś musi im zadziałać. A my? Trzy rozdziały parafrazowania tego, co już ktoś inny napisał, troche cytatów. Potem jeszcze rozdział jak to sie dumnie nazywa badawczy. No pieknie napisałam sobie model. Zebrałam dane. Policzyłam to i owo. I co? I tak liczyłam tak, żeby wyszło, tak jak miało wyjść. Na co to komu? Drzewa w Amazonii giną.
Tylko proszę bez komentarzy w stylu: "dasz radę", "trzymam kciuki". No wiadomo, że dam, bo ku.wa nie po to studiowałam, żeby teraz nie skończyć, ale centralnie mnie to wpienia. I notki o takim właśnie charakterze pojawiać się będą aż zaświadczenia o obronie do łapy nie dostanę. Potem pewnie będzie kilka odcinków o walce z załatwieniem obiegówki i o tym, że za dyplom po polsku mam zapłacić 50 złotych, za dyplom po angielsku drugie tyle. Chore, ale koniuec juz blisko!