zamigotał świat tysiącem barw (195)
To była sobota. Jedna z TYCH sobót. Się działo. Policja nie podzialała naszego entuzjazmu do zabawy, ale Prima Aprilis i mój nieprzeciętny urok osobisty pozwolił nam zaoszczędzić trzech stówek mandatu. Znaleźliśmy nową miejscówkę na szalone noce, tudzież rozkręcenie się przed bausami. Moja bluzka (TA bluzak po raz kolejny zobiła furorę). Wróciłam po 5 rano. Warto było. Kac przeciętny, zresztą musiałam się maskować, bo od rana zaczęła się rodzinna niedziela. Szukanie naszego nowego gniazdka, spacerki, obiadki. W związku z tym, że wyjeżdżam moje zdanie w sprawach domowych przestało się liczyć. W zasadzie logiczne, ale co z tego skoro i tak to ja mam rację.
Wtorek - środa w Wawie. Oczywiście byłam tam w Bardzo Ważnej Sprawie, a spotkaliśmy się przy tej właśnie okazji. Jasne. Było miło. Rokowania na przyszłość dobre.
A wiosna jak przyszła tak poszła i zostawiła mi po sobie choróbsko. Teraz czeka mnie dieta i zakaz picia alkoholu (wino wolno). Wydałam na leki wszystkie dostępne fundusze, a i tak zrezygnowałam z czegoś tam, a coś zamieniłam na tańszy odpowiednik. To jest straszne. Nie wyobrażam sobie jak sobie radzą ludzie naprawdę biedni.