Wróciłam do domu, wróciła "Machina". Moje pokolenie i trochę strasi powinno pamiętać o co kaman. Swój pierwszy numer kupiłam jak byłam u Dziadka. Nie było u Niego odtwarzacza CD i musiałam pół wakacji czekać na odpalenie płytki. I ten charakterystyczny papier i te artykuły... Ciekawe jak to sie bedzie teraz czytać. Szkoda, że nie zachowałam starych numerów, na allegro pewnie, by teraz nieźle szły. Szczególnie, że teraz w numerze zerowym zrobili prowokazyjcą okładkę i na wszystkich mozliwych forach się toczy gadka czy obrazili uczucia religijne, czy tak wolno, a czy wolno cenzurowac prasę itp itd.
Ale do rzeczy. Wywróciłam swoje zycie do góry nogami na 3 miesiące. Zniknęłam z pola widzenia większości znajomym, wirtualnym też i chyba tego mi było trzeba. Warszawski rozdział chwilowo zakończyłam choć będę wracać i w związku z pracą i tą zakończoną i przyszłą (może :))). I dlatego, że... a zresztą po co zapeszać. W międzyczasie popracowałam, byłam dwa razy na nartach, zostałam instruktorem BLS AED, poznałam kilka osób z różnych stron Polski, co może zaowocuje kolejnymi wyjazdami... pewnie juz nie na narty, bo ta zima kiedys się skończy niestety. Byłam na prawdziwym balu. Dowiedziałam sie jak smierdzi niewykastrowany kot i jak to jest nie przejść selekcji do warszawskiego klubu, albo ja przejść i być bardziej rozczarowanym wszelkimi mozliwymi paramatrami miejsca o którym sie robi wielkie halo niż ustawa przewiduje. Nabrałam dystansu, porobiłam trochę planów. Ogólnie zycie zreszcie je bajka.
Bardziej szczegółowa relacje z nieobecnosci postaram sie zdawać w ratach. Pytania zachecająco-prowokujące do zwierzeń mile widziane.