ukrainian guy (209)
Nikt nie obiecywał, że będzie lekko, ale nie przewidywałam, że będę aż tak skonana. Miałam się prawa uczyć, a padam na twarz, bo mistrzostwa trwały cały dłuuuugi dzień. I do tego jeszcze jutro. Dobrze że chociaż nieźle płacą, to będzie za co opijać moją sesyjną mega porażkę.
Warszawa zdobyta. Pół dnia jeżdżenia w te i we w te, ale opłaciło się. Mam dwa mieszkaniowe pewniaki na oku. LF nie napisał nic aż do mojego przyjazdu, więc poszłam za głosem, broń Boże nie rozumu, ale przychylnych mi cioć "dobra rada" i wystosowałam sms'a. Zadzwonił i się okazało, że przez cały ten czas po Mundialu był na Ukrainie. Dobry znak, bo przynajmniej wiem, że mnie nie zlewał. A że sie nie pochwalił, że jedzie, w sumie nie musi mi się spowiadać. Chyba za nim nie nadążam.
A teraz zabieram sie za bób. Pierwszy w tym roku, mniam.