gaudeamus igitur (225)
Tia... Studenci odspiewali Gaudeamus juz prawie miesiac temu, wiec i ja sie pojawie. Urlop na te okazje wziac musialam. Ale po kolei. Oswajam wspollokatorke, niczym kota (jesli ktos pamieta ostatnia notke...). Zostawilam ja z zadaniem podlewania mojej bazylii i odbierania gazety z teczki (tak, prenumeruje prasę, jak to poprzednie pokolenia mialy w zwyczaju. Nie mam telewizora, ani netu, wiec musze cos robic zeby nie zdziczec). Ciekawe czy podola. No i elektryka musi zorganizowac, bo pan co byl na kontroli stwierdzil ze bolce w niektorych gniazdkach to my owszem mamy, ale nie do niczego nie podlaczone, wiec pralka juz nas dawno mogla zabic, a moja wypasiona listwa do kompa tez jest o kant dupy. Wiec sprawiamy sobie nowe gniazdka. To sie nazywa przygoda.
Odkrylam, ze delegacje (przepraszam "jazdy zamiejscowe") samochodem prywatnym to calkiem oplacalna sprawa. Serio serio. No i ze dziekan nie taki sprytny (i straszny) jak mówią. Dokonalam niemozliwego, czyli przedluzylam sesje 24.10, gdzie termin na skladanie podan minal 15.10, majac 11 brakow z sesji zimowej i zadnego podpisu od wykladowcy ze zechca mnie pytac (nowy wymysl formalny na mojej uczelni). Przegielam chyba pytajac czy zamiast do 31.10 nie daloby sie do 10.11, bo dziekan powiedzial, ze na moim miejscu nie prowadzilby negocjacji.
Ty pieknym sposobem, zamiast placic 4400 PLN i bronic sie najwczesniej w czerwcu 2008, nadal mam szanse nie zaplacic ani grosza i obronic sie w terminie. Walcze o wpisy jak lwica i dzis na przyklad dostalam 5 za projekt i z egzaminu. Jeszcze troche to mi stype dadza, a oni wywalac chcieli. Dobrze ze boski USOS dziala tak niezawodnie, ze tym razem mnie nie skreslili. Za to zrobili to rok temu. Widocznie system nie przewidzial opcji ze ktos zda wszystko nim sesja sie zacznie. Jesli dzisiejszy sukces okaze sie ostatnim i ystem zadziala (bo ja i tak zamierzam oddac indeks 10.11), to w najgorszym wypadku zaplace 1200. Jest roznica.
Na innych frontach roznie. W pracy spox. Trzy egzaminy rozpykalam jak trzeba z mniejsza lub wieksza pomoca wspoltowarzyszy niedoli. Projekty tez jakos ida. Amor tylko o mnie chyba zapomnial, bo w temacie wiadomym spokoj. Rozwazalam opcje wziecia sprawy w swoje rece, ale obawiam sie, ze jak juz odloze sluchawke to ze smutkiem stwierdze, ze nie jestem ta dziewczyna z reklamy Coca-Coli... A jakby mu tak na biurku nakleic post-it'a z napisem "co robisz w weekend?".