nie lubie was... (226)
Pisze tak zadko, a tu tylko jeden komentarz. No nieladnie, nieladnie. A statystyki odwiedzin wcale nienajgorsze...
Urodziny bez fajerwerków, ale jakże przyjemne! Garażowa popijawa w meskim gronie, poznanie tajemnicy i okolicznosci zareczyn przyjaciela, a raczej gadżetu ktorym sie posluzyl w tej szczegolnej chwili, potem Lodz by Night, pogoń za Arikiem i skończyliśmy (podobnie jak w piątek) w Futu z niesmiertelnym Majkim. We własciwy dzien urodzin, zyczenia w biurze (nigdy bym nie pomyslala, ze to bedzie takie mile), kartka niespodzianka, ktora poczta wewnetrzna szla az do czwartku (mogli mi ja sami wrzucic do szuflady, byloby szybciej ;) odzwiedziny Malgorzaty, akcja "zjedzmy wszystko", poszukiwanie nocnego z sensownym filmem na DVD (bo alkoholu zabezpieczylam odpowiednia ilosc). Pamietali o mnie Ci co pamietaja co roku i Ci co bym nigdy nie pomyslala, ze jeszcze pamietaja. Zapomnieli Ci co bym nie pomyslala ze zapomna. Ot, naturalna kolej rzeczy.
Opony zmienilam, na moje szczescie zreszta, bo po weekendzie sie zaczela jazda bez trzymanki. W miedzyczasie odkrylam ze migacz jednak najlepiej (i najtaniej) naprawia sie na tasme klejaca. Plany na najblizsze weekendy sa, tzn next week staje sie studentka piatego roku (oby!) potem nie trzezwieje ze szczescia przez sobote i niedziele. Next next week urodziny Promilla w Katoficach. A co najwazniejsze plany na Sylwestra zaczynaja sie klarowac. Mial byc Szczyrk, bede chyba Czechy co mnie jeszcze bardziej cieszy! Szczegolnie ze pada snieg.
A ze pisze to wcale nie oznacza ze mam net w domu, tylko ze jestem w delegacji...w Lodzi. Fajnie.