dziki kraj (229)
Oczywiscie kocioł w pracy nastaje w najmniej odpowiednim momencie, tj. w piatek tuz przed odjazdem ostatniego pociagu do Lodzi. Zdazylam. Sobota kurs. Lubie to. Latwe, szybkie i przyjemnie zarobione pieniadze. Akurat tyle ile zamierzalam wydac w weekend. Ale zapada decyzja, że nie jade. Po co kusic los? Po co maja mnie widziec ludzie z pracy? Jeden telefon kumpla wystarczył: "Mloda, to kiedy bedziesz?" "Eee yyy znaczy sie, ze ten tego. Dam znac z pociagu". No i co? Ja nie pojade? Szybka kapiel, prezent kupiony na stoisku alkoholowym w Żabce ;), taksowka na dworzec, po drodze bankomat (tym razem działał), kierowca zlamal dla mnie kilka przepisow, odwdzieczylam sie napiwkiem. Kocham Lodz, bo tu da sie zdarzyc na dworzec jak naprawde tego potrzeba. Prezent wyladowal w koszu, bo ochroniarz nie chcial wspolpracowac. Wykonywal swoje obowiazki, wiec nie powinnam sie wkurwiac. Znowu nie ten facet co trzeba na mnie lecial. I kolejny dowod na to, ze dla faceta "Nie" znaczy "Jak mnie jeszcze troche ponamawiasz, to w zasadzie CHĘTNIE". Powrót w towarzystwie wybornym. Ja, moj mega kac i buletka zimnej Coca-Coli. Oprocz tego naprawde fajni ludzie w pociagu.
Bije mi cos pod czaszką i nie mogę tego usprawiedliwiać tęskonota za zyciem we dwoje. Przyjaciółka byc może zaczyna fajny związek. Sama ich poznałam ze sobą właśnie w tym celu i co? Jestem zazdrosna. Nie o osobę. O sam fakt. To jest chore. Pies ogrodnika.
A oficjalnie jestem od poniedzialku na L4. Nie czuję sie z tym dobrze, szczegolnie ze mam w przyszlosci wykonywac zawod zaufania publicznego.
Aha, czyzbym zapomniala dodać że to dlatego, że w takzwanym międzyczasie zostałam skreslona z listy studentów? I jeśli ktoś mysli, że stało sie to decyzją dziekana i że ktokolwiek mnie poinformował o tej decyzji, o drodze odwoławczej i inne tym potrzebne pierdoły potrzebne aby decyzja administracyjna (bo taką własnie jest decyzja o skresleniu), była ważna, to pomyłka. Co nie oznacza, że sie juz nie dowołałam od tej (nota bene nieważnej) decyzji do rektora, bo tak właśnie trzeba. Woźniak mawiał "żyjemy w dzikim kraju". Ot żyjemy i tym razem nie jest to wina ani Giertycha, ani Leppera, ani Kaczek Dziwaczek.