product mix... (234)
...czyli akapity nie łączą się w logiczną całość
Po raz pierwszy w życiu przyjechałam do domu na Święta. Do tej pory Święta po prostu były w domu, a teraz trzeba było przyjechać. Dziwne uczucie. Dzięki temu nie czułam tego całego ześwirowania z tym związanego. W pracy wszystkie Wigilie, XMAS party i inne opłatkowe wieczorki na lajcie. Życzenia ogólne, na spotkaie opłatkowe opłatek nie dojechał, bo korki. Korki czasem maja swoje plusy. Prezenty różne. Niekóre udało się sforwardować, czyli dać komuś innemu, że to niby ode mnie. Zaoszczędziłam.
Z braku jakiejkolwiek aktywności ruchowej, następił u mnie zanik mięśni. Do tego stopnia, że po drugim wyjściu na łyżwy, nie miałam następnego dnia siły wciskać pedałów. A właśnie... nie wiem czy jest takie prawo Murphy'ego, ale prawdą jest, że na trzypasmówce dwa pozostałe pasy jadą zawsze szybciej niż Twój, niezależnie od tego, po którym pasie się jedzie.
Zrobiłam pierwsze podjeście do mgr. To wcale nie będzie takie łatwe jak myslałam, ale... trudne też nie.
Odkryłam powód kaca. Bo to było tak. Do pewnego czasu człowiek nigdy nie miał kaca. Bez względu na to co pił i w jakich ilościach i z czym połączone. Potem czlowiekowi przestał służyć alkohol z papierosami, a potem to już nawet z biernym paleniem mu nie służył. Potem nedeszły takie straszne czasy, że nawet po 2-3 piwach rano człowiek nie czuł sie jak młody bóg, ani po pół butelki (dobrego zaznaczę, bo to juz czasy mocno współczesne) wina też nie. Powodem wszystkiego był Chińczyk. Mega porcja jedzona o 5 nad ranem. Od czasu jak zaprzestałam tej tradycji, kaca nie ma. I nawet alkohol nie zatrzymuje sie w ograniźmie tak długo, że jest szansa, że dzis w samochód wsiądę.
Wczorajsza impreza boska jak zawsze. Siedze koło 11 na kanapie i Mama pyta czy gdzies wychodzę. W tym momencie przychodzi sms no i naturalnie że wychodzą. Piekne było jak przed jedym lustrem ona zmywała makijaż, a ja go robiłam, hehe. Chłopaki sie stytrali jak dzikie rosomaki (i wygladali jak spocone wiewiórki). Nie wiem jak S. wrócił do domu. MK rozładował komórke i sie mratwiłm przez 2 godziny, ale potem nieomieszkał zadzwonic o 5 nad ranem sie wyspowiadać. Kocham go! W klubie spotkałam kumpla z pracy. Przełożonego właściwie. Wielki Brat jest wszędzie. No i jegomościa pewnego poznałam. Absolutnie sie nie podniecam, bo musi być jakis haczyk. Zawsze się okazuje że jest jakiś haczyk. Już różne haczyki mnie spotkały... maturzysta, narzeczony pewnej Kasi, gość co chyba był zawsze chory jak w podstawówce grali w butelkę, albo zawsze mu wypadało na chłopca, bo całuje tak fatalnie, że brrrr. Co tam mnie jeszcze spotkało... Pierwszorocznych kilku (w sensie, jak ja już prawie kwiaty na obrone mam w kwiaciarni zamawiać), no i całę masa kretynów. Po alkoholu człowiek ma duze problemy z oszacowaniem ilorazu współrozmówcy. Albo tacy co nie dzwnili, a ja wtedy myslałam, ze nie jestem ta dzeiwczyną z reklamy Coca-Coli i tez nie podniosłam słuchawki. Dlatego też zakończę mottem mojej czternastoletniej (jak ona by powiedziała, prawie pietnastoletniej) kumpeli: "jak na lajcie to na lajcie bo wszystko jest pro".
No bo jest!