I wish you HNY... nooooot! (235)
Nowy Rok. Wielkie mi halo. Nie wiem co sobie ludzie ubzdurali, że trzeba akurat tę datę tak świętować. Dobrze, że mam znajomych, którzy zgodnie stwierdzili, że domówka w jeansach, to jedyna słuszna opcja. I było jak zawsze. Spanie w kopulodromie, na mininalnej przestrzeni, mimo, że drugi pokój był cały wolny. Tradycyjnie spodobałam się jakiemuś totalnemu niewypałowi (chyba cały rok upłynął pod znakiem przyciągania nie tych facetów co potrzeba. Czy ja jestem jakaś atrakcyjna inaczej?). No i oczywiscie mam siniaka nie wiem skąd. na dodatek kostkę udalo mi się skręcić STOJĄC! A chłopaki rano podali taki pyszny barszczyk. Boscy są.
Po pijaku człowiek mówi prawdę. I słusznie bo dzieki temu można wywołać uśmiech na twarzy przyjaciela. Piękna noc!
Podsumowań nie będzie, bo o wszystkich ważniejszych zmianach w moim życiu pisałam mniej lub bardziej na bieżąco. Nie robię też postanowień w stylu: zacznę się odchudzać, zapiszę się na kurs językowy i będę pisać pracę magisterską, bo to już totalna bzdura. Po prostu pójdę jutro do pracy i będę czekać na następny weekend.