trochę o tym, jak Słowacy mają czysto...
Byłam na 3 dni na nartach. A że Tomek złamał rękę, a Paula zrobiła coś maskrycznego z barkiem, zostałam skazana w niedzielę na samotna jazdę, czego nie cierpię, więc postanowiłam się pouczyć na snowboardzie i dziś mam zakwasy w takich miejscach, w jakich jeszcze nigdy nie miałam, np z przodu na szyi. To ponoć od wstawania z gleby. Ciekawe co by było, gdybym naprawdę często leżała, bo szło mi ponoć nieźle. Generalnie bardzo się nie musiałam starać, bo do jak się okazało do trudnych ta zabawa nie należy, choć jest parę haczyków. Na desce zatrzymać się w miejscu nie da, dużo szybciej marznie tyłek i ręce, kask jest absolutna koniecznością, bo upadki bywają jak z katapulty i zazwyczaj na łeb. A oprócz zakwasów na szyi, przywiozłam ze Słowacji, akonkretniej z aqua parku z basenami termalnymi ropiejące oko (dzieki czemu mogłam dzis bezkarnie wziąć wolne i np. odebrać wreszcie dyplom i otrzymac uścisk dłoni od tej jędzy w dziekanacie). Z tym okiem to generalnie niezłe jaja, bo postanowiłam skorzystac z państowej służby zdrowia i udałam się na ostry dyżur okulistyczny. W takich chwilach doceniam mojego chlebodawcę za bezpłatną prywatną opiekę medyczną. Ludziom naprawdę chorym, emerytom i rencistom powinno sie wręczyc ordery za wytrwałość i za to, że nie poumierali w tych poczekalniach, kolejkach do rejestrecji, odsyłani tu i tam, albo odprawiani z kwitkiem, bo nie mają przy sobie tego czy tamtego świstka. Mi się udało, ale po L4 musiałam iśc i tak do normalnego lekarza, bo pani nie widziala powodu, żeby mi je wypisać. O mojej niezdolności do pray nie przekonało ją to, że poszłam do niej ze sklejonym okiem, jakąś krwisto ropną mazią i że spedziłam tam ładnych pare godzin. A pani od pierwsego kontaktu (ta panstwowa nadal) chciała zwolnienie mi wypisać do świąt. No rewelacja.
A tak naprawdę to miałam napisaćn o przeprowadzce i wszystkich przygodach z tym związanych, ale chyba to musi zaczekać na czasy, kiedy będe mieć w moim domu nr dwa internet.