nic nie robić, nie mieć zmartwień (259)...
Chłodne piwko w cieniu pić...
Leżeć w trawie, liczyć chmury...
Gołym i wesołym być
Właśnie tak postanowiłam spędzić moją majówkę. Z tym, że nawet zrezygnowałam z picia piwka pod gołym niebem gdzieś pod Żywcem, gdzie kumpel ma domek. Postanowiłam zająć się nierobieniem niczego. Zaczęłam nader aktywnie. Parapetówka była ostrrra. Nie pamiętam nic juz od trzeciego drinka i tym razem to źle. Bardzo źle. Może gdybym rzeczywście kompletnie NIC nie pamiętała, to jakos bym to zniosła, ale niestety mam pewne przebłyski. Pewien facet po dwóch latach zapraszania do kina odważył się mnie pocałować (albo nie odważył sie mi odmówić - nie pamiętam! Tego jakie głupoty mu mówiłam też nie pamietam). Może dlatego z porannych smsów jasno wynikało, że dalej nie idziemy. Trudno nie iść dalej jak się w ogóle nie zaczęło jeszcze nigdzie iść, ale faceci nigdy nie zachowywali się racjonalnie. Tak czy inaczej temat raczej zamknięty i to głównie z mojej głupoty. Życie.
Potem dzień udawania, że w mieszkaniu wcale nie ma poimprezowego sajgonu i przyjechalam do home town. Chłopcy lecieli do UK spotkać się z innym kumplem co na wygnaniu i trzebabyło z tej okazji się napić. Gruby Benek przywiózł pizzę i na wyjście do klubu już weny zabrakło. Rano szybki sposób na wyleczenia kaca, otóz wizyta na komisarjacie, bo Gołemu sie włamali do auta. Historia lubi sie powtarzać. Na ostatniej naszej wspólnej majówce okradli mnie i Bobera.
A od dwóch dni się snuję po domu. Nawet ogródki na Piotrkoweskiej dzielnie bojkotuję. Bo kto ku...a wymyślił, żeby zamykać je o 22:00? Jakoś w Krakowie na Rynku, albo na Nowym Świecie w Wawie tez ludzie mieszkają i nikomu to nie przeszkadza. Ale spoko, jesli to jest sposób na pozbycie się z Łodzi tych których jeszcze stąd nie wyjchali i tych co planowali tu wpaść choć na weekend to plan niezły. Jeśli dodać do tego plakaty promujące łódź (z żenującym "Lecimy na kulturę") to jesteśmy w domu.
Więc majówkę zbojkotowałam. Wszyscy w Irlandii (bo tanie bilety), na kwaterach (bo tak trudno było coś zarezerwować), na grillach (bo jak ciepło). No dobra, grilla też bym zjadła, ale powiedziałam nie. Nie robię nic. I tak mi dobrze. A na pytanie, gdzie jade na majówkę odpowiedam "nigdzie" i większość pyta "samochodem czy samolotem" albo "a gdzie to jest". Ja wiem, ze trudno zrozumieć ze ktoś może byc tak szalony, żeby przesiedzieć tydzien w domu!