proza zycia - prozak do picia? (267)
Czasami myślę, ze chciałabym dostać depresji. Takiej, którą trzeba leczyć. Żeby się wszyscy zmartwili, rodzice zabrali mnie do domu, po długiej kuracji (i zwoleniu lekarskim) lekarz by stwierdził, że pora na zmiany, no i zmieniłabym pracę i otoczenie. Bo moje otoczenie już mnie wkurwia. Nie chce mi się słuchać, że nie mam co narzekać, przecież kupiłam sobie bez niczyjej pomocy mieszkanie, jeżdżę na wakacje, utrzymuję samochód i jak chce mi się coś kupić, to po prostu to kupuję, nie musząc robić budżetu oszczędzania na to coś na najbliższe kilka tygodni. Że pracę mam zajebistą, a to że robię czasem (jakie ku..a czasem?) nadgodziny, to przecież nie dość, że mi płacą, to jeszcze się rozwijam, itepe. No i że zarabiam dwa (trzy... tu wpisać liczbę w zależności od rozmówcy) razy więcej niż rozmówca, więc wcale jej/jemu nie jest mnie żal.
A ja wam wszystkim mówię, że co z tego że mam to, śmo i owo? Nie mam z kim zjeść kolacji. Nie mam z kim się napić drinka z mojego super wyposażonego barku i przed kim zaszpanować moimi nowonabytymi barmańskimi gadżetami. Nie mam z kim wsiąść z samochu i pojechać gdzieś w weekend popatrzeć jaką piękną jesień mamy tego roku (zaraz, kiedy ja miałam w 100% wolny weekend?). Nie mam w końcu dla kogo być w nocy naga, piękna i pachnąca. W moim zajebiście dużym łóżku hula wiatr i mało seksowna piżama ze Snoopym jest dobra jak cokolwiek innego. W tym miejscu na pewno zbuntował by się TK twierdząc, że w kwestii zrobienia tłoku w moim łóżku, to on mi od czasu do czasu chętnie pomoże. Ale cóż drogi Tomku, taka prowizorka mnie bawiła przez 4 lata, ale już chyba nie.
Mój znajomy stwierdził ostatnio (zresztą słusznie), że na każdy aspekt naszego życia patrzymy zawsze przez pryzmat jakości naszego życia osobistego. A moje życie osobiste jest ostatio żadne. A im bardziej jest żadne, tym bardziej o tym myślę i tym bardziej mnie to dołuje. I tak w kółko. Chyba naprawde dostanę tej depresji.