• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Random

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • banshee
    • bmp
    • donmario
    • innam
    • kontestator
    • ksiaze
    • ote
    • sang
  • Znamy się nie tylko z widzenia
    • barry
    • loczkarka
    • milla

Archiwum

  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Kwiecień 2010
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Maj 2007
  • Marzec 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Czerwiec 2004

Najnowsze wpisy, strona 1

< 1 2 3 4 ... 10 11 >

i ślubuję ci... (271)

No przecież nie ja! w kalendarzu ślub za ślubem, a ja tylko kombinuję jak tu welonu nie złapać ;). Ostatni weekend to był mocno wyczerpujący pod tym względem, bo w sobotę wesele przyjaciół, a w niedzielę o 11:00 komunia mojej chrześnicy! Wychodzi na to, że latka lecą, więc żeby nie zdziadzieć zupełnie przywdziałam na wesele takie oto szpilki: http://s6.zapodaj.net/52059358.jpg.html . Miłam ten komfort, że "osoba towarzyszaca" nawet w szpilkach była ode mnie wyższa, co nie zdarza się często przy moim wzroście. Ale nie zamierzam iść na kompromisy. Po takim weekendzie organizm zastrajkował i się we wtorek rozchorowałam. Cudowne uczucie móc z laptopem na kolanach, bez wychodzenia z łóżka, dojść do końca internetu. Oczywiście będąc prawdziwym betonem, wykonałam kilka telefonów służbowych, bo w kryzysie zaangażowania trochę wykazać trzeba. Niestety skończyły mi się zapasy w lodówce i chyba jutro udam się na zakupy. Przez internet nie zamówię, bo bałagan mam taki, że nie wpuściłabym dostawcy, bo jeszcze by sie do pogłogi w kuchni przykleił. Pożyć trochę w stadium "przewróciło się niech leży" też jest czasem miło. Wreszcie nic nie muszę. Aż do poniedziałku...

P.S.

Jestem gorsza od przecietnego gimnazjalisty. Nie umiem wstawić zdjęcia na bloga. Linka ledwie do darmowego hostingu co to go w guglu znalazłam... Powinno mi być chyba wstyd?

 

 

20 maja 2009   Komentarze (3)

Poszła zima, chłopa nima (270)

Tym optymistycznym akcentem zaczynam przygotowania do sezonu letniego. Bo zimowy chyba trzeba już pożegnać. Był plan na narty we Francji, ale sprawa się rypła. Może z braku laku jeszcze w następny weekend odwiedzę Zakopane. Już chciałam napisać, że "znienawidzone Zakopane", ale uświadomiłam sobie, że byłam tam ostatni raz w zamieszchłej podstawówce na jakims obozie kondycyjnym. Więc zobaczymy czy urzeknieknie mnie ta miejscówka i czy nadaje się do ostatniego bialego szaleństwa w sezonie i... jak bardzo to miejsce ponownie znienawidzę.

 

Z spraw remontowych pod koniec grudnia ponownie zamieszkała u mnie Gośka. Było mi to zdecydowanie nie na rękę, bo skoro moja sypialnia była już na swoim miejscu, to ona musiala dostac duzy pokój, a tym samym zastopowac dalsze "prace remontowe". No ale czego się nie robi dla przyjaciół. Miała pomieszkać tylko trochę. Gdy w marcu okazało się, ze to jej "tylko troche" oznacza, ze zostaje do maja, to nie wytrzymałam i powiedziałam, co o tym myślę. Skończyło sie mega fochem i jej wyprowadzka bez slowa, nawet nie wiem dokąd. No coż. Przynajmniej mam spokoj i zeby dodac sobie dodatkowej motywacji do dzialan remontowych zamówiłam sofę. Bedzie za 6-8 tygodni, co oznacza ze do tego czasu musi być po malowaniu. Zatem do dziela.

 

Ze spraw zawodowych pracy nie szukam, bo chyba sie na powaznie do tego nie zbiore dopoki mnie nie zwolnia z obecnej, albo az ktos mi sam nie zaproponuje nowej. Na razie probuje zmienic dzial, na taki w ktorym wymagaja od czlowieka troche wiecej myslenia. Przynajmniej tak mi sie zdaje.

 

W kwestii chlopa, to jeden teskni, drugi lubi, trzeci szanuje, czwarty nie dba, piaty sie zakochal (niestety jest mega plackiem), a z szóstym mam zajebisty sex. Na horyzoncie pojawil sie siodmy wspanialy, ale wiem o nim tyle, ze ma ode mnie duzo lepsza kondycje i zolwia na brzuchu. Tak oczy owak, mnie zolw tez by sie przydal (nie tylko do upolowania na dluzej kogos plci przeciwnej), ale np. do kite'a, wiec przygotowania do sezonu zaczynam. Miernikiem sukcesu niech bedzie wyglad mojego tylka w bialych niesmiertelnych rybaczkach.

29 marca 2009   Komentarze (5)

neonówka (269)

Kiedy człowiek przekracza tę magiczną granicę i zaczyna należeć do świata dorosłych? Nie z pierwszym samochodem, karta kredytową w kolorze gold, pierwszym doradcą finansowym, testem ciążowym czy kredytem hipotecznym. Staje się to w momencie kiedy człowiek odczuwa potrzebę, żeby kupić obrus. Tak, stało się. Znajomi przychodzą na kolację. Nie na browara, czy wódkę, co da się opękać chipsami, śledzikiem i ogórkiem. Nie na grzane wino z laskami, co to wystaczy kupic gotową przyprawę do grzańca. Kolacja to kolacja i obrus musi być. Jest pomarańczowy, plamoodporny i kosztował w Tesco 19,99, więc jedną nogą jeszcze jestem po studenkiej stronie życia. Ale oprócz wina w lodówce marynuje się mięso. Pora zacząc kupowac krem na zmarszczki?

A okazją do tej wielkopomnej chwili jest to, że dokonałam (własnoręcznie) remotu w sypialni. Było to wielce naukowe przeżycie. Np. nauczyłam się, że jeśli chemy miec jakiś kolor na ścianie i pan w Obi mówi, żeby wziąć o ton jaśniejszy to znaczy, że lepiej wziąć, ze trzy tony jaśnieszy. Ja tej zasady nie znałam. Nie sądziłam też te fabry Beckersa są aż tak dobrze kryjące. No i mam. Zamiast lekkiego lawendowego fioletu do którego planowałam śliwkowe i malinowe dodatki, mam oczojebną neonówkę, tzn taki folet że ja pier...le. Cos mniej więcej jak w RGB 180:55:255. Sprwadźcie sobie w Paincie. A ja tymczasem zaczynam szukać białej narzuty na łóżko, żeby ten neonek jakoś złamać. A najgorsze jest to, że oprócz białego, to do tego koloru najlepiej pasuje przybrudzony róż, którego szczerze nienawidzę. Przy tym remoncie myślałam momentami, że jestem sprytniejsza niż jestem naprawdę. Np. trzeba było odkręcić listwy przy podłodze. Nota bene klęcząc nosem przy jakiejść bardziej opornej śrubce zauważyłam, że jeden kawałek ok 30 cm. nie dość, że jest innego koloru, to jeszcze kształtu. Pełna profeska poprzedniej ekipy remontowej. Ale do rzeczy. Myślałam, że jestem mega sprytna, bo sobie podpisałam odkrecone listwy w kolejności, żeby nie musieć potem układac puzzli (bo oczywiście żadna nie idzie przez całą długosc ściany i dziurki są wywiercone w losowych odległosćiach na wysokościach od podłogi wybranych chyba przez generator liczb losowych). Jak sie na koniec okazało to nie wystarczyło. Trzeba było jeszcze ponumerowac śrubki, bo każda ma inną długość i grubość. Więć puzzle i tak miałam. I to przestrzenne.

Do tego wkraczam w inne nieznane mi dotąd obszary. Zaczynam szukać pracy. Niestey nie wiem jak to się robi, bo praca przyszła do mnie sama i nie wymagała pisania CV ani listu motywacyjnego. Było kilka etapów rekrutacji, które jakoże nie miałam noża na gardle, bo byłam wesołym studentem, po prostu się zadziały. Myslałam, że przecież nikt nie dostaje pracy za pierwszym razem (i to w taaaakiej firmie), więc może sie nie udać. Ale się udało. A teraz mam mega wkurw na mojego pracodawcę i doszłam do wniosku, że gdyby nie kasa, na którą jako jedyną narzekać nie mogę (i kredyt hipoteczny pod zastaw m.in. mojego nowego oczojebnego pokoju), to już dawno bym rzuciła papierami. Ale słowo się rzekło, mleko rozlane i pora odświeżyć CV. Po głowie mi chodzi też Dubai i wiecznie odkładane na później studia w Australii. Pora żeby moje zycie znowu nabrało rozpędu!

30 listopada 2008   Komentarze (1)

główka pracuje (268)

Prozac nie bedzie potrzebny. Nie wiem, czy to dzieki temu, że dociągnęłam pewien projekt do końca (z tą szefową od teletubisów), czy może trochę kolorów za oknem, kurczak w sosie z trawy cytrynowej i koktajl z mango w nowoodkrytej indyjskiej knajpie, perspektywa spędzenia w środku zimy 6 tygodni na Florydzie, czy może wieczór pełen wina i śmiechu nad grami planszowymi? Tak czy siak, nabrałam na nowo trochę energii i nawet postanowiłam sprawdzić czy moje IQ wynosi ponad 148 i co za tym idzie kwalifikuję się do "górnych" dwóch (czy iluś tam) procent populacji. Znajomi sie zdziwili, bo według nich to dziwne chcieć należeć do organizacji, do której należy Doda. No coż, geniusz przybiera różne oblicza. Rozwiązanie 45 pytan w 20 minut to było wyzwaniem, ale nie dlatego, że to ponad 2 pytania na minutę, ale dlatego, że przyszło mi to pisać w mega oldschoolowej auli jakiegoś instytutu fizyki czy coś na uwecji. Drewniane ławy, dziwne ustrojstwa, klimat rodem z muzeum techniki. Przez większość czasu zastanawiałam się po co do cholery wisi u sufitu taka duża czerwona kulka. SKończyło się tym, że musiałam strzelać na dwa pytania. Nie wiem ile można mieć źle. Wyniki za 6 tygodni.

 

Znajomi (Ci od wina) chyba uznali, że wpadłam do "zone of pain" bo już drugi raz, gdy się widzimy, zupełnie "przypadkowo" zapraszają również jakiegoś kolegę kawalera. Ty razem był koleś, który w swoim płaszczu wyglądał jak młody Werter. Brakowało mu jeszcze tomika powieści pod pachą i jesiennego liścia na głowie. Okazało się, że jest informatykiem, co do niego pasuje jak prawo do pana Kelerisa. Chyba wpadłam mu w oko, bo jak mnie odwoził do domu, to jakby mógł, to by jechał z 10 na godzinę. Niestety... next please!

26 października 2008   Komentarze (1)

proza zycia - prozak do picia? (267)

Czasami myślę, ze chciałabym dostać depresji. Takiej, którą trzeba leczyć. Żeby się wszyscy zmartwili, rodzice zabrali mnie do domu, po długiej kuracji (i zwoleniu lekarskim) lekarz by stwierdził, że pora na zmiany, no i zmieniłabym pracę i otoczenie. Bo moje otoczenie już mnie wkurwia. Nie chce mi się słuchać, że nie mam co narzekać, przecież kupiłam sobie bez niczyjej pomocy mieszkanie, jeżdżę na wakacje, utrzymuję samochód i jak chce mi się coś kupić, to po prostu to kupuję, nie musząc robić budżetu oszczędzania na to coś na najbliższe kilka tygodni. Że pracę mam zajebistą, a to że robię czasem (jakie ku..a czasem?) nadgodziny, to przecież nie dość, że mi płacą, to jeszcze się rozwijam, itepe. No i że zarabiam dwa (trzy... tu wpisać liczbę w zależności od rozmówcy) razy więcej niż rozmówca, więc wcale jej/jemu nie jest mnie żal.

 

A ja wam wszystkim mówię, że co z tego że mam to, śmo i owo? Nie mam z kim zjeść kolacji. Nie mam z kim się napić drinka z mojego super wyposażonego barku i przed kim zaszpanować moimi nowonabytymi barmańskimi gadżetami. Nie mam z kim wsiąść z samochu i pojechać gdzieś w weekend popatrzeć jaką piękną jesień mamy tego roku (zaraz, kiedy ja miałam w 100% wolny weekend?). Nie mam w końcu dla kogo być w nocy naga, piękna i pachnąca. W moim zajebiście dużym łóżku hula wiatr i mało seksowna piżama ze Snoopym jest dobra jak cokolwiek innego. W tym miejscu na pewno zbuntował by się TK twierdząc, że w kwestii zrobienia tłoku w moim łóżku, to on mi od czasu do czasu chętnie pomoże. Ale cóż drogi Tomku, taka prowizorka mnie bawiła przez 4 lata, ale już chyba nie.

 

Mój znajomy stwierdził ostatnio (zresztą słusznie), że na każdy aspekt naszego życia patrzymy zawsze przez pryzmat jakości naszego życia osobistego. A moje życie osobiste jest ostatio żadne. A im bardziej jest żadne, tym bardziej o tym myślę i tym bardziej mnie to dołuje. I tak w kółko. Chyba naprawde dostanę tej depresji.

19 października 2008   Komentarze (2)

teletubisiom mówimy nie! (266)

W pracy koleżanka się spytała jak się pracuje z jedną managerką:
- Średnio.
- A tak jako osoba?
- Trudno powiedzieć. Nie ufam laskom, które dają do oglądania swoim 2-letnim dzieciom Teletubisie i opowiadają o tym naokoło.

 

To by było na tyle w tym odcinku. Pakuję manatki i jadę powdychać trochę jodu, pojeść rybek, popić wódki z red bullem (na coś trzeba umrzeć), nauczyć się wreszcie czegoś w warunkach ślizgowych (Boże daj nam wiatr), zrobić coś z nieziemsko przystojnym instruktorem po czym powinno mi być głupio (ale nie będzie) i poimprezować w miejscówkach, gdzie swim shorty i japonki są odpowiednim strojem klubowym. Aloha!

23 sierpnia 2008   Komentarze (1)

hetera musi zniknąć (265)

Powiedzmy sobie prawdę: odpowiednia dawka alkoholu, odpowiednio zgrabny tyłek, brak stałego partnera i ta mieszanka wystarcza, żeby kolejny kumpel z "friend zone"*) trafił do "fuckbuddy zone". A najgorsze jest to, że na pytanie czy jest mi wstyd, albo czy żałuję prawie nigdy odpowiedź nie pada nie. A nie tak dawno sobie obiecywałam, że pora wziąć się w garść, nawet kosztem pozostania w "zone of pain".

 

Ale po kolei. Poprawki z finansów nie zdałam. Kolejne stracie zimą, jak juz zdążę wszystko zapomnieć. Duzo tego nie ma, bo zbyt dużo się nie nauczyłam. Teraz sesja trzecia i kolejne 3 stracia. Jeny, nie po to człowiek kończył studia, żeby kolejne dziesięć egzaminów zdawać...

 

Sezon urlopowy w pełni. Najpierw tydzień w Egpicie, tzn. 5 dni, bo samolot nam sie spóźnił jedyne 12h. Dobrze, że na Okęciu jest strefa bezcłowa, szkoda, że na zagrychę można kupić tylko słodycze. Dałam się zabrać na nurkowanie i jednak polubiłam to. Może nawet zrobię kurs. Potem tydzień udawania, że pracuję i... Wyprawa na kresy do Kresia.

 

Biłgoraj story trzeciej nocy zaowocowało pierwszym akapitem. Urwany film pierwszego dnia - tak to jest jak sie zapomni, że po żyłach kraży juz 5 piw wypitych po drodze i sie zaczyna pić jakgdyby nigdy nic. Ponoc bylam grzecna i kulturalnie zasnelam wsrod wspolbiesiadnikow. Next day Zamosc. Rynek, mury i inne bzdury, typu ogladanie szermierki, ktora sie potem okazała szpadą. Obiadek w skansenie i pan, ktory częstował "wilgocia wąwozu". Potem ognisko w prywatnym lesie. Nastepny dzien kajaki. Nawet nie wiem, ile kilometrów przeplynelismy, ale wiem na pewnio, że jest to taka forma aktywnosci sportowej, ktorej nie lubie i bardzo bym sie chciala spedzic tak tygodnia. Obiadek u mamy gospodarza i juz byslimy gotowi na zdobywanie miasta. Ja z bohaterem pierwszego akapitu nawet wbilismy sie na wesele (w polarach, sandałach i szortach, a co!).

 

Było pieknie. Ekipa ze studiów jednak jest niezawodna na takie wypady. W sobote jade na polskie Hawaje, czyli I'm going to Hel ;). No pokutowac za grzechy na pewno nie będę. Teraz pare dni wolnego w odpoczywaniu się zapowiada. Jak się odpowiednio ukryję przed znajomymi, to może się nawet udać. Aloha!

 

*) O istnieniu tego jakże strasznego okreslenia przypomniał mi barry

18 sierpnia 2008   Komentarze (4)

ciało ciało ciało (264)

W piątek było zakończenie roku szkolnego, a w sobotę wieczór panieński, na który przyszło ciało pedagogiczne. Ciało takie znałam z domu, ale teraz gdy moje prawie rówiesniczki ciałem sie stały, dostawałam gęsiej skórki średnio co pięć minut. Sytuację ratowała wuefistka. A co do samego wieczoru, to apeluję, aby nie zachodzić zbyt wczesnie w ciążę, bo nie ma nic gorszego niź trzeźwa przyszła panna młoda na własnym wieczorze. Równiez apeluję, aby na takie wieczory nie zapraszać kobiet dzieciaych i zamężnych, bo z celem się to mija. A moje ciało zgodnie z przewidywaniami przybrało po tygodniu delegacji w domu rodzinnym na masie. Do urlopu 4 tygodnie, więc skoro mam zadac szyku, to pora skończyć z dietą pod tytułem "zjedzmy wszystko".

A VAT zdałam! Teraz mnie czeka poprawka z finansów i jak zdam będzie można powiedzieć, ze jestem w połowie drogi do uzyskania tytułu (prze)biegłego rewidenta.

22 czerwca 2008   Komentarze (3)

spermacet (263)

Studia uczą człowieka różnych rzeczy. Mnie nauczyły między innymi stoickiego spokoju w obliczu zbliżającego się egzaminu. Niektórzy dostają panicznej straczki na długo przez terminem. Uczą się wszystkiego od poczatku do końca, a potem od końca do początku. Tego co trzeba i co nie trzeba też. Zawsze ich podziwiałam, ale oni mieli tylko jedna opcję. Zdać! A ja mam tyle możliwosci: jakoś to będzie, będzie kolejny termin, a może lepiej to olać, pić piwo i ogladać 22 panów co goniają po trawie za piłką, a może ściągnę, a może przełozymy egzamin.

Niestety w obliczu tego, że nie jestem już na studiach, a egzmain jest "państwowy" więc opcje, że przełożymy, albo, że ściągnę nie wchodzą w grę. Ale, że jakoś to bedzie, jak najbardziej!

No dobra, tą część notki napisałam wczoraj. Dziś sraczki nadal nie mam, ale że wszyscy w pracy, a samemu jakoś nie mam weny, żeby coś porobić przejemniejszego postanowiłam się pouczyć i zgłebiam ustawę o VAT. I tak napotkałam na artykuł o treści:
"Wewnątrzwspólnotowe nabycie towarów, o którym mowa w art. 9, nie wyspępuje w przypadku gdy dostawa towarów, w wyniku której ma miejsce wewnatrzwspólnotowe nabycie towarów na terytorium kraju nie stanowiła u podatnika, o którym mowa w art 15, albo nie stanowiłaby u podatnika podatku od wartości dodanej dostawy towarów, o której mowa w art 7, albo stanowiła lub stanowiłaby taką dostawę towarów, ale dokonywaną przez podatnika, o którym mowa w art 113 ust 1 i 9, albo podatnika podatku od wartości dodanej, do którego miałyby miejsce zastosowanie podobne zwolnienia, z wyjątkiem gdy przedmiotem dostawy są nowe środki transportu." Teraz już wiem, po co w mojej firmie jest dział doradztwa podatkowego.

Ale załącznik do ww. ustawy już jest nawet śmieszny, bo mozna w nim znaleźć wykaz towarów, a tam:
- lokomotywy szynowe i tendry - z wyłaczeniem tendrów
- szybowce i lotnie - w wyłaczeniem lotni
- spermacet
- bezkręgowce żyjące w wodzie - żywe, świeże, lub schłodzone
- bankowóz
- lodzie wiosłowe i kajaki z wyłaczeniem motorówek wyczynowych i sportowych.

Więc może dlatego oblałam poprzedni termin, bo nie jestem sobie w stanie jakoś wyobrazić, jak w grupie kajaków można znaleźć motorowkę wyczynową.

11 czerwca 2008   Komentarze (2)

game over (262)

Po dwóch latach zabawy w kotka i myszke, i wypiciu dwóch piw, Orzeszek a.k.a Peter Pan, zdobył się na odwagę i wyłożył karty na stół. Cudownie. Lepiej późno niź później. Game over. Happy endu w sceniariuszu nie przewidzieli. Ale "Spotkajmy sie w CA" nadal potrafi mu przejść przez gardło. Faceci są z Marsa.

Wracając na ziemię, zapowiada się kilka ładnych tygodni luzu. W ciągu najblizszych 16 tygodni przez 4 będę na urlopie, prawie 6 będą mnie szkolić, tydzien ja będę szkolić, 3 tygodnie spędzę w delegacji (w Łodzi, hehe), a 3 to jeszcze niewiadoma. Korporacje mają swoje plusy. Minusy też, bo przedostatni tydzien poza biurem okupiłam potem paroma nockami do 23 przed kompem. Podobno coś za coś. Teraz grunt to tak rozplanowac czas, żeby dało rade wieczorem meczyki ogladać. Martwi mnie tylko to, że brak telewizora oznacza ogladanie w pubie, pub - znajomych, znajomi - piwo, piwo - jedzienie, jedzenie - jeszcze więcej piwa. No i ta "delegacja" do Łodzi... A już wszyscy mówili że schudłam. Nieuniknione jest, że znowu będzie mnie więcej do kochania ;).

07 czerwca 2008   Komentarze (1)
< 1 2 3 4 ... 10 11 >
Random | Blogi