Byłam w długi weekend w moim rodzinnym domu, więc odwiedziłam różne blogi, w tym własnego (z rozpędu) i uświadomiłam sobie, że nie napisałam żadnej notki w kwietniu. Czy się coś wydarzyło znaczącego?
Skończyłam studia, znaczy się prawie jak bym miała absolutorium, bo już tylko obrona mi została. Ostatnie zaliczenie było bardzo przyjemne, szczególnie, że nawet nie wiedziałam dokładnie jak się przedmiot nazywa, frekwencję miałam zerową, ale materiały wysłali mi koledzy, ściągi wydrukowane i wycięte też tuż przed wejsciem do sali dali. Full serwis. Troche dziwnie się czuliśmy sciągając na dziesiątym semestrze, bo materiału było raptem 10 stron A4, ale jako lud pracujący daliśmy sobie rozgrzeszenie.
Pracy magisterskiej nic mi nie przybyło, ale nadal trzymam sie wersji, że nie ma co sie rozdrabniać tylko trzeba któregoś dnia usiąść i napisać. Termin wrześniowy jednak uważam za bardziej realny.
Zaczęłam chodzić na treningi firmowej drużyny piłki nożnej. Damskiej!
W długi weekend był plan, żeby w pierwszej połowie jeździć na rowerach po Jurze, a w drugiej połowie siedzieć w Pradze. No ale do Moniki przyjechał Lee (Koreańczyk wychowany w Hiszpanii, studiujący w Belgii, żeby było weselej) i trzeba było zrobić tour the stolica. Monika była odpowiedzialna za część merytoryczną (pomniki, muzea, historia), a ja za chill-out, jedzenie i życie nocne. Słuszna koncepcja.
Potem Katowice. Najpierw impreza, potem sielanka. Cóż za zaskoczenie. Zrodził sie plan co zrobic z resztą życia. Pożyjemy, zobaczymy (czytaj: będzie dyplom, będzie można myśleć)
Jura została zrobiona w ekspresowym tempie i nie na rowerach, a przy okazji zwiedziłam chyba wszystkie częstochowskie macdonaldy. Umówiłysmy sie z Kaśką prawie precyzyjnie ;).
Potem już były wycieczki liczne, na dzialki wszelakie, gdzie najadłam sie mięsa i czosnku po wsze czasy. Śmierdzę do dziś. Ponawydurniałam sie nieco i uczę się na błędach. Własnych.
Wiedziałam się z moim apsztyfikantem z Sylwestra, czyli z "tradycyjnym ze wschodu". Niezwykle sympatyczny człowiek. Ciągu dalszego nie przewiduję.
Był rower z LF, a raczej przejażdżka i to słowo też jest na wyrost. No cóż, przynajmniej się nie spociłam ;). Ciąg dalszy mile widziany.
Nie wiem, czy o czymś nie zapomniałam, ale i tak nie notuję ostatnio zbyt wysokiej frekwencji, więc wnioskuje, że nikt ze starych bywalców juz tu nie zagląda. Jedynie ludzie, którzy chcą się dowiedzieć, czegoś na temat:
- "wiadukt przy drodze z wadowic do suchej beskidzkiej"
- "tomasz olbratowski" - WtF?
- "praca napiszę" - no napiszę napiszę, kwestia czasu
- "czarne stolce" - WtF^2
- "papierowe samolociki"
- "klimatyzacja nudności" - nie widze związku
- "ankieta trendsetter"
- "bolce w gniazdkach".
Nie wiedziałam, że mój skromny blog to taka skarbnica mądrości wszelakich.
A teraz w drogę. Już się nie moge doczekać tego korka na Puławskiej.