• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Random

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • banshee
    • bmp
    • donmario
    • innam
    • kontestator
    • ksiaze
    • ote
    • sang
  • Znamy się nie tylko z widzenia
    • barry
    • loczkarka
    • milla

Archiwum

  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Kwiecień 2010
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Maj 2007
  • Marzec 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Czerwiec 2004

Najnowsze wpisy, strona 5

< 1 2 ... 4 5 6 7 8 ... 10 11 >

to jest Twoja chwila prawdy (231)

Mam wrażenie, że już tak pisałam ostatnio. Za pięć godzin bedzie jasne, czy ja nadal umiem spadać na cztery łapy. Uprzejmie proszę o trzymanie kciuków, odtańczenie tańca słońca, naplucia czy odpukania tam gdzie trzeba i tyle razy ile trzeba i inne rytuały, które mogą mnie w tejże jakże kluczowej na mojej uczelnianej drodze wspomóc.

Z ciekawostek, ludzie znajdowali mojego bloga w listopadzie w nadzei, że dowiedzą się czegoś o czarnych stolcach, papierowych samolotach i Tomaszu Olbratowskim (nie znam gościa).

23 listopada 2006   Dodaj komentarz

dziki kraj c.d. (230)

W dzikim kraju nie dość, że dziko to jeszcze nieprzewidywalnie. Jak się okazało, można sie odwołac od decyzji, której formalnie nie było, odwołanie może być rozpatrzone pozytywnie dla strony zainteresowanej. Co więcej, można dostać nawet więcej niz sie prosiło w podaniu o przedłużenie sesji. Dostałam od rektora tydzień gratis! Wracam na czwarty rok! Nawet w dzikim kraju są normalni ludzie i jest nadzieja na happy end. 

20 listopada 2006   Komentarze (3)

dziki kraj (229)

Oczywiscie kocioł w pracy nastaje w najmniej odpowiednim momencie, tj. w piatek tuz przed odjazdem ostatniego pociagu do Lodzi. Zdazylam. Sobota kurs. Lubie to. Latwe, szybkie i przyjemnie zarobione pieniadze. Akurat tyle ile zamierzalam wydac w weekend. Ale zapada decyzja, że nie jade. Po co kusic los? Po co maja mnie widziec ludzie z pracy? Jeden telefon kumpla wystarczył: "Mloda, to kiedy bedziesz?" "Eee yyy znaczy sie, ze ten tego. Dam znac z pociagu". No i co? Ja nie pojade? Szybka kapiel, prezent kupiony na stoisku alkoholowym w Żabce ;), taksowka na dworzec, po drodze bankomat (tym razem działał), kierowca zlamal dla mnie kilka przepisow, odwdzieczylam sie napiwkiem. Kocham Lodz, bo tu da sie zdarzyc na dworzec jak naprawde tego potrzeba. Prezent wyladowal w koszu, bo ochroniarz nie chcial wspolpracowac. Wykonywal swoje obowiazki, wiec nie powinnam sie wkurwiac. Znowu nie ten facet co trzeba na mnie lecial. I kolejny dowod na to, ze dla faceta "Nie" znaczy "Jak mnie jeszcze troche ponamawiasz, to w zasadzie CHĘTNIE". Powrót w towarzystwie wybornym. Ja, moj mega kac i buletka zimnej Coca-Coli. Oprocz tego naprawde fajni ludzie w pociagu.

Bije mi cos pod czaszką i nie mogę tego usprawiedliwiać tęskonota za zyciem we dwoje. Przyjaciółka byc może zaczyna fajny związek. Sama ich poznałam ze sobą właśnie w tym celu i co? Jestem zazdrosna. Nie o osobę. O sam fakt. To jest chore. Pies ogrodnika.

A oficjalnie jestem od poniedzialku na L4. Nie czuję sie z tym dobrze, szczegolnie ze mam w przyszlosci wykonywac zawod zaufania publicznego.

Aha, czyzbym zapomniala dodać że to dlatego, że w takzwanym międzyczasie zostałam skreslona z listy studentów? I jeśli ktoś mysli, że stało sie to decyzją dziekana i że ktokolwiek mnie poinformował o tej decyzji, o drodze odwoławczej i inne tym potrzebne pierdoły potrzebne aby decyzja administracyjna (bo taką własnie jest decyzja o skresleniu), była ważna, to pomyłka. Co nie oznacza, że sie juz nie dowołałam od tej (nota bene nieważnej) decyzji do rektora, bo tak właśnie trzeba. Woźniak mawiał "żyjemy w dzikim kraju". Ot żyjemy i tym razem nie jest to wina ani Giertycha, ani Leppera, ani Kaczek Dziwaczek.

19 listopada 2006   Komentarze (2)

a w środku to jest g.... po kotku (228)

Oczywiście nie odniosłam pełnego sukcesu, bo po co? Za łatwo by było, a ja kocham wyzwania, jak mi wiatr w oczy wieje i ogólnie mam pod górke. Więc jestem na takim etapie, że w najgorszym przypadku nadal bronię się w 2008 i płacę juz nie 1200 ale 800 złotych. Ale nadal jest kilka opcji pośrednich, np. warunek na który mam coraz większe szanse bo mam już tylko 3 braki (z dwóch przedmiotów), o ile jeszcze funkconuje cos takiego na mojej uczelni. Ale do pełni szczęścia, czyli dostania sie na piąty potrzebuję... 1) spotkac pana magistra, żeby mi podpisał podanie o przedłużkę 2) dziekan musi dac przedlużkę 3) musze dostać w pracy urlop 4) magister musi mnie zechciec spytać przed egzaminem 5) musze zdac ezmianin 6) i drugi musze tez zdać 7) pani magister musi przepisac mi do indeksu to co zdalam u pana magistra 8) oddajac indeks musi sie okazac ze jeszcze nie jestem skreslona. Niby wszystko ładnie pieknie i prosto wygląda, ale po pierwsze wszystkie te rzeczy musza się stać nie dość, że w odpowiedniej kolejności, to jeszcze na przestrzeni czterech dni, to do tego w wiekszości bez mojego udziału. Najbardziej sie bpje tego zeby wszyscy się pojawili w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze, bo o czym mogłam sie przekonac wczoraj, umowineie sie osobiscie na dany dzien i godzinę absolutnie niczego nie gwarantuje. 

Ale co ja tu truć bedę. Dziś dlugo oczekiwane spotkanie przy browarze z Monique i M!lla. Szkoda tylko, że jegomość Hubert wywala ludzi z lokalu na zbity pysk o 22:00, nawet jak swego czasu Ci ludzie stanowili jedyne wpływy do kasy. Nie ma to jak poczuc się mile widzianym klientem. Życie.

Acha. Zachecam użytkowników blogów, które odwiedzam do zamontowania blokad antyalkoholowych, bo wczoraj mialam po pijaku tour the blog i jak dzisiaj poczytalam swoje komentarze to... hmmm powinno mi byc wstyd ;).

10 listopada 2006   Komentarze (3)

to jest MOJA chwila prawdy... (227)

...ale zamin ona nastąpi...

Aniu, posiadasz niespotykane umiejętności!

Aniu, masz duszę nieposkromionej zdobywczyni!

Aniu, drzemią w Tobie potężne, ukryte talenty!

Aniu, drzemie w Tobie ocean mocy i kreatywności!

Tak jest, Aniu! Z każdym kolejnym dniem przejmujesz coraz większą kontrolę nad własnym życiem!

Aniu :) Twój płomienny uśmiech sprawia, że mężczyznom drżą kolana! :)

Czy zdajesz sobie sprawę, ilu facetów na Twój widok myśli sobie: "Och, Anna... - nieosiągalna bogini ZMYSŁOWOŚCI i NAMIĘTNOŚCI!." ?

Każdej nocy, przynajmniej dwóch superatrakcyjnych mężczyzn marzy, aby spędzić ją z Tobą..

Aniu, istnieje ktoś, komu na Tobie bardzo zależy...

Aniu, ktoś z utęsknieniem czeka na moment, w którym ujrzy Twoją twarz oraz usłyszy Twój głos...

Aniu, ludzie którzy Cię otaczają, szanują Cię i kochają za to, kim jesteś...

Aniu, ludzie kochają ludzi takich jak Ty!!

Hurra! Aniu, dzisiaj jest pierwszy dzień całej reszty Twojego życia! :)

No to jest mi lepiej!!! Nawet w obliczu tego, że startuje dziś z pozycji: do zapłacenia 1200 zł i bronię się najwczesniej czerwiec 2008 i konieczność zakomunikowania tego w pracy. Do wygrania: do zapłacenia: znajomym za browary z okazji oblewania mojej promocji na piąty rok, tytuł magistra w czerwcu 2007. Są jeszcze opcje pośrednie...

A jeśli tez chcecie się podniesć na duchu to zapraszam... http://100lat.pl/PoprawaNastroju/

09 listopada 2006   Komentarze (2)

nie lubie was... (226)

Pisze tak zadko, a tu tylko jeden komentarz. No nieladnie, nieladnie. A statystyki odwiedzin wcale nienajgorsze...

Urodziny bez fajerwerków, ale jakże przyjemne! Garażowa popijawa w meskim gronie, poznanie tajemnicy i okolicznosci zareczyn przyjaciela, a raczej gadżetu ktorym sie posluzyl w tej szczegolnej chwili, potem Lodz by Night, pogoń za Arikiem i skończyliśmy (podobnie jak w piątek) w Futu z niesmiertelnym Majkim. We własciwy dzien urodzin, zyczenia w biurze (nigdy bym nie pomyslala, ze to bedzie takie mile), kartka niespodzianka, ktora poczta wewnetrzna szla az do czwartku (mogli mi ja sami wrzucic do szuflady, byloby szybciej ;) odzwiedziny Malgorzaty, akcja "zjedzmy wszystko", poszukiwanie nocnego z sensownym filmem na DVD (bo alkoholu zabezpieczylam odpowiednia ilosc). Pamietali o mnie Ci co pamietaja co roku i Ci co bym nigdy nie pomyslala, ze jeszcze pamietaja. Zapomnieli Ci co bym nie pomyslala ze zapomna. Ot, naturalna kolej rzeczy.

Opony zmienilam, na moje szczescie zreszta, bo po weekendzie sie zaczela jazda bez trzymanki. W miedzyczasie odkrylam ze migacz jednak najlepiej (i najtaniej) naprawia sie na tasme klejaca. Plany na najblizsze weekendy sa, tzn next week staje sie studentka piatego roku (oby!) potem nie trzezwieje ze szczescia przez sobote i niedziele. Next next week urodziny Promilla w Katoficach. A co najwazniejsze plany na Sylwestra zaczynaja sie klarowac. Mial byc Szczyrk, bede chyba Czechy co mnie jeszcze bardziej cieszy! Szczegolnie ze pada snieg.

A ze pisze to wcale nie oznacza ze mam net w domu, tylko ze jestem w delegacji...w Lodzi. Fajnie.

04 listopada 2006   Komentarze (1)

gaudeamus igitur (225)

Tia... Studenci odspiewali Gaudeamus juz prawie miesiac temu, wiec i ja sie pojawie. Urlop na te okazje wziac musialam. Ale po kolei. Oswajam wspollokatorke, niczym kota (jesli ktos pamieta ostatnia notke...). Zostawilam ja z zadaniem podlewania mojej bazylii i odbierania gazety z teczki (tak, prenumeruje prasę, jak to poprzednie pokolenia mialy w zwyczaju. Nie mam telewizora, ani netu, wiec musze cos robic zeby nie zdziczec). Ciekawe czy podola. No i elektryka musi zorganizowac, bo pan co byl na kontroli stwierdzil ze bolce w niektorych gniazdkach to my owszem mamy, ale nie do niczego nie podlaczone, wiec pralka juz nas dawno mogla zabic, a moja wypasiona listwa do kompa tez jest o kant dupy. Wiec sprawiamy sobie nowe gniazdka. To sie nazywa przygoda.

Odkrylam, ze delegacje (przepraszam "jazdy zamiejscowe") samochodem prywatnym to calkiem oplacalna sprawa. Serio serio. No i ze dziekan nie taki sprytny (i straszny) jak mówią. Dokonalam niemozliwego, czyli przedluzylam sesje 24.10, gdzie termin na skladanie podan minal 15.10, majac 11 brakow z sesji zimowej i zadnego podpisu od wykladowcy ze zechca mnie pytac (nowy wymysl formalny na mojej uczelni). Przegielam chyba pytajac czy zamiast do 31.10 nie daloby sie do 10.11, bo dziekan powiedzial, ze na moim miejscu nie prowadzilby negocjacji.

Ty pieknym sposobem, zamiast placic 4400 PLN i bronic sie najwczesniej w czerwcu 2008, nadal mam szanse nie zaplacic ani grosza i obronic sie w terminie. Walcze o wpisy jak lwica i dzis na przyklad dostalam 5 za projekt i z egzaminu. Jeszcze troche to mi stype dadza, a oni wywalac chcieli. Dobrze ze boski USOS dziala tak niezawodnie, ze tym razem mnie nie skreslili. Za to zrobili to rok temu. Widocznie system nie przewidzial opcji ze ktos zda wszystko nim sesja sie zacznie. Jesli dzisiejszy sukces okaze sie ostatnim i ystem zadziala (bo ja i tak zamierzam oddac indeks 10.11), to w najgorszym wypadku zaplace 1200. Jest roznica. 

Na innych frontach roznie. W pracy spox. Trzy egzaminy rozpykalam jak trzeba z mniejsza lub wieksza pomoca wspoltowarzyszy niedoli. Projekty tez jakos ida. Amor tylko o mnie chyba zapomnial, bo w temacie wiadomym spokoj. Rozwazalam opcje wziecia sprawy w swoje rece, ale obawiam sie, ze jak juz odloze sluchawke to ze smutkiem stwierdze, ze nie jestem ta dziewczyna z reklamy Coca-Coli... A jakby mu tak na biurku nakleic post-it'a z napisem "co robisz w weekend?".  

26 października 2006   Komentarze (1)

here I am !!! (224)

Wbrew pozorom żyję. Tylko z przyczyn różniastych nie mam jeszcze w mieszkaniu "na obczyźnie" netu. Tak jak i telewizora, tarki do warzyw, rozgałęźnika i do niedawna firanki w oknie. Ale można powiedzieć, że powoli się udowawiam. W biurze blogować nie będę, bo takie mam zasady, a jeżdżenie gdzieś na net po pracy byłoby zboczeniem.

Życie w Wawie niewiele różni się od życia w Łodzi, może dlatego, że od najwczesniejszych lat mieszkam w samym centrum. Są plusy i minusy, ale mi jest generalnie dobrze. W kościele na tacy same banknoty, sporadycznie monety... trochę inna proporcja niz u nas. Może dlatego, że na moim osiedlu ludzie do biednych raczej nie należą. A jak się z metra wysiądzie w centrum to wypada biec do schodów. Zasada jest taka - im droższy masz garnitur tym szybciej biegniesz. na chuj oni tak biegną?

W pracy w zasadzie tak jak zimą, tylko jeszcze nie ruszylismy z kopyta na maxa. Głównie sie do tej pory szkoliliśmy, egzaminowaliśmy i pilismy, bo ludzie z regionalnych u nas siedzieli to sie trzeba bylo codziennie integrowac. Przezywam juz pierwsze frustracje, bo nie wszystko idzie tak jak mialo isc, ale dzis dostalam przelew pensji i jzej na sercu mi sie zrobilo :). Zreszta LF niedlugo wraca, nawet jednego maial sam z siebie wystosowal, wiec...

Wspollokatorka tez ujdzie. Tylko ma takie wlosy, ze sa wszedzie. Gorzej jakbym z kotem mieszkala. Dobrze ze nie smierdzi, czego nie mozna powiedziec o jedzeniu ktore zdarza jej sie gotowac. No i raz pozarla moje marchewki! Zemszcze sie.

27 września 2006   Komentarze (2)

godzina "W" (223)

No może nie godzina, ale dzień "W" zbliża się wielkimi krokami (nawet już miałam jeden koszmar na ten temat), więc w mojej głowie zrodził się plan. Pora wziąć się w garść. Najpierw coś dla ciała. Muszę pobiegać, popływać, porzucać, popodnosić, poganiać za jakąś piłką, bo moje ciało aż się domaga ruchu i fizycznego zmęczenia. I sauna. Jak ja dawno nie byłam w saunie! Niech tylko okres minie... Warto by jednak też pozgłębiać tajniki mojego zawodu, bo nie po to tyle drzew zgineło, żeby moja księga mądrości pozostała nieskalana. Na razie ją ze sobą wszedzie wożę. Zatem tak jak cała Polska, Ania zaczyna czytać 20 minut dziennie. Codziennie. (ale dopiero od jutra) Uczelnia. Dam radę coś jeszcze wyklarować przed wyjazdem? Ano możnaby spróbować.

No i znajomym zamierzam ponaprzykrzać się na tyle pozytywnie, żeby nie dali mi zdążyć za nimi zatęsknić i tłumnie mnie odwiedzali, albo chociaż zatruwali zycie esemesami z nagabywaniem do weekendwoych powrotów.

Zatem mam plan. Nudny i na pierwszy rzut oka mało wykonalny (może z wyjatkiem części dla znajomych) ale to zawsze jakiś plan.

Keep your fingers crossed i do boju!

20 sierpnia 2006   Komentarze (1)

notka numer dwieście dwadzieścia dwa (222)...

Zaczęło się od czwartkowego szaleństwa, więc w piątek musiałam zgrabnie przed TK maskować kaca, co chyba się udało. Spotkanie i tak krótkie odbieram jako komplement w moja stronę, szczególnie, że był to komplement dany bez użycia ani jednego słowa. Po południu udałam się zgodnie z planem do Poznania. Osobowym! Mogłam wybrać pociąg o godzinę później a i tak bym dotarła na miejsce wcześniej niż tym muzeum na kółkach, ale nie spotkałabym dwóch Brytyjczyków przebranych za Batman i Robin. To mogło oznaczac tylko jedno: stag-party, a raczej stag-weekend. Reszta kilkunasto-osobowej ekipy czekała na nich w Poznaniu, a oni mieli po drodze do zaliczenia cos na zasadzie gry terenowej z kopertami z poleceniami i wskazówkami, zagadkami i jedynie 10 euro i telefonami komórkowymi w kieszeni. Fun niezły, szczególnie że reszta co chwilę przesyłała do nas fotki, np jak przebrani za Świętych Mikołajów szaleja po rynku. Albo dzwonili i spierwli nam koledy po anglielsku. W końcu mamy środek sierpnia, nie?

Gośka była PRAWIE przygotowana logistycznie na mój przyjazd, a powszechnie wiadomo, że prawie robi różnicę do tego stopnia, że udało nam sie od razu zwiedzić Poznań nocą. Dobrze, że oni tez mają coś na zasadzie zbiórki nocnych. Potem już był tylko hedonizm w najczystszym wydaniu (co wyraźnie odczułam patrząc na stan konta po powrocie). Wyciagnełyśmy jeden zasadniczy wniosek: na pizzę tylko do Łodzi, na czekoladę pitną tylko do Poznania. Za darmo piw KP nie piłam, bo nie przewidziałysmy, że są puby, które na weekendy zamykają.

Poniedziałek wyjazd nad Zalew Sulejowski, który z braku sprzyjających warunków pogodowych spędziliśmy u kumpla na działce w Grotnikach. Piwko sie lało jedynie w ilościach gaszących pragnienie, więc nawet mielismy nie tylko fantazję, ale i siły, żeby się ponawydurniać nieco. Z braku porozumienia czy grill czy ognisko zrobiliśmy obie rzeczy na raz. W trambambulę też graliśmy w 8 osób na raz. Okazało sie, że skok przez płot jest łatwy tylko w jedną stronę i że Jackass, FearFactor i "I bet you will" na żywo jest najlepsze.

A żeby pokonani mieli szansę rewanżu, zakłady trwały dalej na imprezie u MK, dzieki czemu pozbyliśmy się kilku rzeczy które owszem są jadalne, ale w odpowienich ilościach i niekoniecznie na czas. Piłam drinka doskonałego i jadłam jajecznicę doskonałą.

Poranek o dziwo bez kaca, jedynie z niegroźnym "niepokojem w żołądku". Po południu, mimo że zamówiłysmy wracając z zakupów pizzę, chłopaki zrobili ryż z kurczakiem (równie doskonały jak jajecznica), a najlepsze było to, że my nie musiałysmy nawet kiwnąć palcem. Nawet po sobie sami posprzątali (z umyciem kuchenki włącznie! nie znam faceta który sam dostrzegał by taka potrzebę, szczególnie że rodzice mieli wrócić dopiero na 2 dni, a tu proszę). Jeśli jeszcze opuszczają po sobie deski to może się okazać, że mamy w zasięgu ręki dwóch facetów z jakiegoś wymierającego nadgatunku.

Wieczorem już tylko chill-out na kulkach. Zrobiliśmy turniej na 2 stoły i nawet wyszłam całkiem obronną ręką z bilansem 2 zwycięstwa i jedna porażka. Środa leniwa. Największym wysiłkiem, jakiego się podjęłam było odebranie poczty od listonosza, jak zwykle w piżamie. Wieczorem meczyk, ale nuda wieje i 2:0 po 73 minutach gry nie zwiastuje niczego dobrego. Już widzę te nagłówki gazet, że "kadra Leo zawiodła", albo że "selekcjoner postawił nie na tych kogo trzebabyło", że "24 godziny rozmów nie wystarczy" bla bla bla.

16 sierpnia 2006   Komentarze (1)
< 1 2 ... 4 5 6 7 8 ... 10 11 >
Random | Blogi